Pierwotnie miałem iść na nartach, bo przecież w lutym musi być śnieg. Ale, że zima jaka jest, taka jest, to skończyło się na letnich butach. Maciek próbował już 2-3 razy. Rok temu dołączył Wojtek, ale pokonała ich pogoda. W tym roku, bardzo dobre warunki sprawiły, że problemem była wyłącznie kondycja i zastane stawy kolanowe 🙂
Śnieżnica
Wyruszyliśmy przed ósmą z Jurkowa. Podejście łagodne, przez co dłużące się, wraz z lasem rozpoczyna się lekki śnieg. Co chwilę wydaje nam się, że to już, ale dopiero po 1.5h, trafiamy na tabliczki szczytowe. Wygodnym zejściem schodzimy na Przełęcz Gruszowiec.
Ćwilin
Dalej ostrzejsze podejście na Ćwilin. W dodatku pod śniegiem pokazuje się warstwa lodu i od tego momentu, w zasadzie do samego końca cyklicznie słychać głośne przekleństwo któregoś z nas, obijającego sobie kolana, biodra, siedzenie i inne takie. Gwiazdy wywracają się jak w Tańcu na Lodzie i Błocie. Po wyjściu na grzbiet, otwiera się ładny widok – Beskid, Tatry, bardzo fajnie. Atrakcją przejścia miała być Mogielica, ale widok z Ćwilina wcale jej nie ustępował.
W dodatku sama góra pozbawiona jest drzew, co również działa na plus. Ćwilin po 2h40. Teraz upierdliwe zejście do Jurkowa, najpierw po lodzie, potem po błocie. W Jurkowie dłuższy postój na regenerację i większy posiłek.
Mogielica
Maciek straszy, że to najgorszy moment w całej wycieczce, ale z początku idzie się dobrze. Podejście cały czas lasem, mijamy trasę (chyba jeszcze nie skończoną) do biegania na nartach, ostatnie intensywniejsze podejście i po niecałych sześciu godzinach od wyjścia z auta – szczyt.
Wieża widokowa zalodzona, ale przy małych emocjach udaje się zdobyć najwyższy punkt. Stąd widok na Gorce, Tatry, Beskid Sądecki, bardzo ładnie. Zejście do Przełęczy Rydza Śmigłego czujne. Znowu lód i błoto.
Łopień
Słońce zaczyna chylić się ku zachodowi, my z kolei zastanawiamy się, czy uciekać już do auta, czy jeszcze, zgodnie z planem iść na Łopień. Prawie jednogłośnie 🙂 – atakujemy! Chłopaki trzymają się dobrze, ja już zaczynam czuć rok przerwy w dłuższym chodzeniu. Po 7 godzinach z kawałkiem, w zasadzie już w ciemności zdobywamy ostatni szczyt.
Szybka sesja na fejsbuczka i zaczynamy schodzić. Jak to bywa w takich momentach, jak człowiek bardzo się spieszy – błądzimy. Musimy wrócić na szczyt i od nowa. Potem zejście już mniej lub bardziej zgodne ze szlakiem i po 8h30 wchodzimy na drogę krajową w Dobrej. Na zejściu miałem największy kryzys, mimo kijków trekingowych kolana łupały mnie jak na pamiętnym zejściu z Kieżmarskiego. Na samym końcu nieprzyjemna sytuacja, paliła się stodoła blisko budynków mieszkalnych, Wojtek dzwoni po straż pożarną, czekamy na przyjazd.
Podumowując: 33 km, 1800 metrów w pionie. Widokowo można polecić Ćwilin i wieżę na Mogielicy, całą wycieczkę jako jakąś tam formę treningu/rozruszania zastanych kości.
Aleś zarósł!