Miesiąc temu Brera odjechała gdzieś na północ Polski. Zaczęło się poszukiwanie na gwałt -> wybór padł na Giuliette QV. W Polsce okazało się, że są dwie – pierwsza w Tarnowie – „bezwypadkowa” ze szpachlą na słupkach i odłamkami szklanego dachu w bagażniku. Druga w Słupsku słabo wyposażona, z relatywnie (za) wysoką ceną wyjściową (stanu rzeczywistego nie znamy). Poszukiwania rozszerzyły się na Europę i 3 dni później zamigało mi GG, że jest! W Lipsku, w salonie Maserati&Lotus&Jeep, w zasadzie to już zaliczkowana.

Rok 2011, przebieg śladowy, bo okolice 40 tysięcy km. Stan – jak nowa. Tym razem – na prawdę bezwypadkowa. Wyposażenie średnie, felgi 18″, ale imho nie najszczęśliwsze (może zboczenie po zalewie Allegro przez takie same felgi dalekowschodniej produkcji), czarny środek w połączeniu z czarnym kolorem nadwozia nie jest fantastyczny, ale sytuację trochę ratuje obszycie czerwoną nicią. Najważniejsze, że faktycznie auto jest w doskonałym stanie wizualnym, piec zdrowy i pali!






No i jak, po prawie 2 latach, warto było?