Jakoś tak wyszło, że jak spotykaliśmy się do tej pory z Wojtkiem, to Q4 prychała, falowała, skrzypiała i piszczała. W środku wystawały przewody, tapicerka była w nie najlepszym stanie. Jednym słowem – wóz szybki, ale dla koneserów. Tymczasem po wymianie felg, umówiliśmy się (idąc na czasową łatwiznę) na lotnisku w Czyżynach i ku mojemu zdziwieniu, na płytę wjechało czerwone auto, na równych i niskich obrotach, odpalające na jedno zakręcenie rozrusznika, nawet hamulce jakieś takie cichsze się wydawały. Zaskoczenie spotęgował widok wnętrza – fotele Recaro zostały ładnie, na nowo obszyte (nie wiem czy koniczynka na zagłówkach jest konieczna, ale ujdzie), kable wystające do tej pory z konsoli ładnie pochowane.
Jeszcze wracając do wyglądu zewnętrznego. Konieczna była wymiana felg (taka tam mała przygoda). Nowe OZety Ultraleggera to klasa sama w sobie, dla mnie nawet o włos lepsze od poprzednich (chociaż fanem Crono jestem wielkim!). Tyle mają jedną wadę, zresztą wspólną z poprzednimi kołami – są czarne. O ile do zdjęcia da się ustawić to wszystko tak, żeby wyglądało dobrze, to już na żywo felgi wyglądają jak czarna dziura w błotnikach. Tyle, że na zewnętrzny w tym aucie to raczej sprawa drugorzędna. Na szczęście.