Tym razem wracamy do starego składu z Romkiem. Niby bez napinki, ale kilka razy przed weekendem odwiedzamy docelowy rejon, dodatkowo w tygodniu przed Memoriałem trochę intensywniej jeżdżę na rowerze.
Zapowiadało się słabo. To znaczy wszystkie prognozy, jak jeden mąż, wskazywały zlewę przez cały dzień. Na szczęście organizatorzy nie ugięli się pod presją, nie odwołali zawodów, za co zostali(śmy) wynagrodzeni piękną lampą do późnych godzin wieczornych.
Punkt dziesiąta padła komenda „start” i popędziliśmy. Cel to Wzgórze 502 i Fiala, otwarte ponownie do wspinania, choć Rysio próbował i pewnie dalej będzie chciał zaznaczyć swoją obecność. Chcieliśmy oszukać system i wybraliśmy drogę przez Łazy (lekko dłuższą, ale równiejszą), co w stronę „na” okazało się średnio wydajne przez morderczy podjazd. Końcem końców, za Nietoperzową spotkaliśmy dziewczyny jadące dołem doliny, przez Łabajową.
Pierwsze drogi na Fiali – dwie Karotki, potem jakieś zacięcie za łatwe VI.1 + wspólnie idące V. Dość szybko, Romek przyznał się później, że miał wtedy kryzys, ale nie było tego widać. Dalej idziemy w prawo, na lekko niższe drogi, od III (pieprzony komin w trawie 🙂 ) do VI. Tempo lekko spada, pojawiają się media, a my już na pełnym luzie wciągamy batony/banany/cokolwiek do jedzenia, pozujemy, żartujemy. Po odhaczeniu wszystkich dróg, ostatecznie porzucamy myśl o odwiedzeniu Gołej (plan nadrzędny jest taki, żeby powspinać się na ładnych drogach), a wybieramy krótki transfer na dużą ścianę Wzgórza 502. Tam trochę więcej ludzi, ale lekko rozpychając się łokciami, robimy kilka długich dróg. Około 16 chwila wahania – czy już się zbierać, czy jeszcze coś spróbować – znajdujemy rezerwy mocy i w tempie naprawdę ekspresowym ładujemy jakieś 3 krótsze drogi, by 16:40 wsiąść na powrotne rowery. Jest małe niebezpieczeństwo, bo karty powinniśmy oddać do 17, a ktoś rzucił hasło, że wraca się 30 min. Ale to plotka! Tym razem jest dużo bardziej z góry i zaledwie po 12 minutach, w większości szalonego zjazdu (Romek raz nawet poszedł ładnym slajdem), pod Brandysówką oddajemy karty. Gulasz, browarek (Romek biedak kierowca) i następuje kilka miłych niespodzianek. Losujemy GriGri2 :), a po ogłoszeniu wyników – Asia z Iloną pierwsze miejsce, Nuta z Zielonką czwarte, Zosia z początkującą Leną – siódme, my z Romkiem również siódme miejsce.
Słowem podsumowania. Subiektywnie chyba najlepszy Memoriał jak do tej pory. Dużo ładnych i długich dróg, mniej ludzi, świetna pogoda, bez dużej napinki, choć wspinaczkowych metrów zrobiliśmy dużo. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że 502 i Fiala nie powrócą pod władanie Szalonego Ryśka.