Wojtek z Maćkiem ustalili na dzisiaj (mam nadzieję) coroczne zimowe spotkanie górskie. W zeszłym roku były Cztery Góry, teraz wypadło na Pilsko. To kolejny szczyt z serii „powinno się chociaż raz na nim być, a ja na nim nie byłem”. Niewiele brakowało, żeby wyznaczony 4 miesiące temu termin storpedowała pogoda, ale z prognozowanego Armagedonu został tylko mocny mróz, a ten jak się okazało nam nie straszny. O 7:30 opuściliśmy ciepłe auto zaparkowane w Korbielowie, by żółtym szlakiem mozolnie piąć się w kierunku Hali Miziowej.
Okoliczności przyrody bardzo ładne. Temperatura w lesie i dobre tempo szybko wymusiły na mnie zamianę puchu na hardshella, więc nie było tak źle. Dopiero powyżej schroniska na Hali trzeba było znowu włożyć puch i dorzucić cieplejszą ochronę głowy i dłoni, dodatkowo gogle, by w jako takim komforcie przejść w okolice kopuły szczytowej. Tam wiatr powodował po pierwsze, odczucie temperatury mocno poniżej -30 stopni, po drugie lodową polewkę na gołych kamieniach – podejście jak i zjazd nie należał do najbardziej komfortowych. Niemniej jednak udało się dotknąć krzyża szczytowego, szybko ściągnąć foki i uciec na gorącą czosnkową do schronu.
Na koniec Maciek z Wojtkiem drogą podejścia, a ja stokiem wróciliśmy do samochodu.
Zdjęcia
Znowu kapusty, ale znowu bardzo urokliwe. Dużo śniegu, niezłe światło, tylko ten francowaty mróz 🙂 W lesie było dobrze, sprzęt działał, ale powyżej schroniska, jak zaczęło wiać to natychmiast bateria w aparacie straciła pojemność i było po zdjęciach. A wielka szkoda, bo kopuła szczytowa, ma swój specyficzny, kosmiczny charakter, dodatkowo widać ładną panoramę Tatr. Aparat odżył w schronisku.
Sprzęt
Chyba dokonały żywota moje kije Petzl Comapact ST – na mrozie pękło mocowanie jednego segmentu, przez co chował się maksymalnie albo wypadał. Było trochę dyskomfortu (bo w zasadzie szedłem na jednym kiju).
Narty pojechały na serwis do Witka Gątarskiego (ślizgi, krawędzie, smarowanie), ale mam mieszane uczucia – jakoś foka się słabo zaczęła kleić, a narta jakoś tak nie chciała jechać. Pewnie duża w tym zasługa mrozu, ale jednak jakiś tam niedosyt pozostał.











