To była szybka akcja. Niezłe prognozy, podobno dobry warun. Marian zażyczył sobie, żeby wyznaczyć mu miejsce skiturowego debiutu (na zjazdowych nartach uczy się od początku sezonu i idzie mu całkiem nieźle!).
Dojazd
Dolina Żarska – wszystko pasuje, oprócz tego, że z Krakowa to jakieś 180 km, co już daje dość sporą odległość, jak na wyjazd na jeden dzień. Ale „ryzykujemy”. Wyjazd około 5:00, jedziemy 159. Do granicy dojeżdżamy bez historii, ale na Słowacji zaczyna się frajda (nie odśnieżane drogi, świeży opad), z punktem kulminacyjnym „na początku Tatr”, czyli w okolicy Huciańskiej Przełęczy, gdzie droga jest biała, dość szeroka, dodatkowo dość fajnie kręta i albo w górę, albo w dół. Przyczepność na zimówkach jest, ale na zjazdach tył potrafi w miarę kontrolowanie uciec. Nawet Danuta, tradycyjnie śpiąca całą podróż z tyłu, ma moment przebudzenia! 🙂
Na koniec trochę błądzimy, nawigacja Navteq chce nas poprowadzić przez jakieś pola, ale połączone siły OpenMapsów, GoogleMapsów i mapsów papierowych pozwalają nam znaleźć parking docelowy. 3 euro, szybka przebierka i od samego samochodu, w górę na nartach.
Dojście
Najpierw drogą jezdną do schroniska, 5 km dość szybko zleciało. Śniadanie bez napinki w schronie, motywacja spadła, bo zapowiadana lampa jakaś taka bardzo wietrzna i zachmurzona. Ale idziemy. Z Żarskiej Chaty można iść na Żarską Przełęcz (i dalej na Rohacza Płaczliwego), na Smutną Przełęcz, w okolice Banikowskiego. Wybieramy pierwszy, najłatwiejszy wariant. Mimo wiatru, idzie się dobrze, mijamy grupki szkolące się lawinowo, od czasu do czasu z prawej pokazuje się Baraniec, a z lewej Jałowiec.
Przed przełęczą wiatr się wzmaga do mało komfortowego stopnia, niestety im wyżej, też warunek śnieżny staje się coraz bardziej koneserski, pod samą przełęczą to zmarznięta w 2-3 centymetrową lodową polewkę trawa.
Na samej przełęczy, marzniemy strasznie, wiatr pozwala tylko na kilka zdjęć, zresztą chmury zasłaniają wszelkie widoki, rezygnujemy z wejścia na Płaczliwy (narty i tak by trzeba było zostawić na przełęczy, a do góry i w dół w rakach).
Zjazd
Z Żarskiego Sedla opisany jako łatwy i dokładnie taki był. Da się spokojnie szusować, jest miejsce na szerokie skręty. Jechaliśmy drogą podejścia z niewielkimi odchyłkami (na pewno są też lepsze warianty). Przed schroniskiem ścieżka zwęża się, ale dajemy wszyscy radę 🙂 Drogą jezdną do samochodu, po twardym (trzeba uważać) i o 14 jesteśmy gotowi do powrotu.
W sumie wyszło niecałe 20 km w dwie strony, tym razem Stravy nie mam, bo GPS w telefonie szwankował i mam mocno poszarpany wykres. Sama Żarska to na pewno dolina z dużym potencjałem, zaznaczona w kajeciku, do powrotu (nawet z opcją spania w Żarskiej Chacie).